autor: Marceli Cempla

Na tegorocznym wyjeździe formatorów ECyDu w Rewie (województwo pomorskie) doszło do dość nieoczekiwanej sytuacji. Podczas wspólnego posiłku z ich gospodarzem, księdzem Wojtkiem, okazało się, że jest on kapelanem więzienia i to nie byle jakiego, a aresztu śledczego w Gdańsku. Zakład cieszy się ponurą sławą. Obecnie znajduje się tam ponad 1600 osadzonych, z czego zdecydowana większość z nich nadal oczekuje na swoje rozprawy. Z ciekawostek historycznych dowiedzieliśmy się, że przesiadywał tam Józef Piłsudski, oraz że tam również wykonano wyrok na jakże już słynnej Danucie Siedzikównej “Ince”. Korzystając z okazji, że trafił się nam tak niezwykły człowiek zaczęliśmy zadawać pytania… i coraz więcej pytań… aż w końcu pojawiło się pytanie oczywiste, ale może nazbyt oczywiste, żeby zadać je od razu tj. “a czy możemy z księdzem tam pójść?”

Po chwili zastanowienia nasz gospodarz dał nam odpowiedź i była to odpowiedź pozytywna! Udało się, jedziemy do więzienia! I co teraz? Krótki moment ekscytacji przykrył płaszcz nerwowości. Zdecydowana większość z nas nigdy nie była w więzieniu, ani go nie odwiedzała. W każdego świadomości pojawiło się pytanie czy ,,dam radę”? Nasze zadanie było bardzo proste – mieliśmy zagrać i zaśpiewać na mszy dla osadzonych. Repertuar przez nas wybrany wyglądał następująco: Ty światłość dnia, Barka, Witaj pokarmieViva Cristo Rey.

Po przejściu przez kontrolę, po pokonaniu wielu progów i drzwi, po zauważeniu wielu spuszczonych głów i ogólnym odczuciu ciężkości na sercu zakończyliśmy zwiedzanie. Przyszła pora na najważniejszy punkt naszej wizyty, czyli mszę świętą. Było to doświadczenie piękne i emocjonalne, począwszy od brutalistycznej kaplicy z pięknym tabernakulum: ksiądz Wojtek opowiedział nam jak podczas poświęcenia kaplicy wzruszony biskup wkładając Jezusa-Hostię wspomniał o nowym więźniu w przybytku, który “dał się uwięzić, ażeby oni otrzymali wolność”. Warto wspomnieć, że kaplica ta była kiedyś fałszywym sądem, w którym to komuniści “rozdawali” wyroki śmierci. Jakże wymowne było spojrzenie Chrystusa w kajdanach z obrazu znajdującego się na szarej, betonowej kolumnie w centralnym punkcie kaplicy. Kolumna ta wyznaczała granicę: po jednej jej stronie siedzieliśmy my, czyli ludzie, którzy cieszą się wolnością całe swoje życie, a po drugiej ci, którzy sami jej nie posiadają.  Wszędzie poza kaplicą ludzie bezimienni.  Każdy z 1650 osób jest tym samym człowiekiem, a na imię mu osadzony. A z imieniem odbierana jest im godność, a otrzymują zakaz spoglądania w oczy i odzywania się do odwiedzających. 

Jest to zdecydowanie dużo do przetrawienia dla przeciętnej osoby. Każdy z nas przeżył tę wizytę inaczej. Dla więźniów może była to miła niespodzianka i odskocznia od rzeczywistości? A może efekt był przeciwny? I wzbudziła się u nich smutna nostalgia do wolności lub gniew na – jak każdy z nich wierzy – niesłuszny wyrok? Ja osobiście nigdy nie zapomnę niosącego się więziennymi korytarzami dudnienia naszego cajona (instrumentu perkusyjnego, na którym grałem podczas mszy). W wielu z nas wzbudziły się pytania egzystencjalne, wiele osób było wyczerpanych emocjonalnie… Ostatecznie, czy pomogliśmy bardziej więźniom czy sobie ciesząc się z dobrego uczynku – nie ma to znaczenia. Liczy się, że w swojej wolności wybraliśmy dobro. A czym dla Ciebie jest wolność?