8 grudnia młodzi Regnum Christi zorganizowali kolejną edycję akcji ewangelizacyjnej “StreetFaith”. W rozmowie z Konstancją Jarecką dwóch organizatorów tego wydarzenia: Szymon Lazarowicz i Michał Zbyrad.
Szymon: Cześć, jestem Szymon. Mam osiemnaście lat, jestem uczniem klasy maturalnej, z Regnum Christi zetknąłem się po raz pierwszy w trakcie wakacyjnych misji w Albanii w 2022 r., a od roku jestem członkiem. O StreetFaith dowiedziałem się z Instagrama i od początku ten apostolat mnie jakoś kręci.
Michał: A ja jestem Michał. Mam 25 lat (skończyłem 6 grudnia, w mikołajki, dwa dni przed akcją). Kilka lat pracowałem w sprzedaży, a teraz szukam, co dalej robić w życiu. Jestem we wspólnocie Regnum Christi od roku, a o niej, jak i o StreetFaith również dowiedziałem się z Instagrama.
Konstancja: Czyli to media społecznościowe były dla was pierwszym źródłem informacji o StreetFaith?
Sz: Tak. Dopiero zaczynałem chodzić na spotkania wspólnoty. Zaobserwowałem konto @regnum_christi_mlodzi na Instagramie i zobaczyłem jakie tam są rzeczy – no, wiedziałem o misjach w Albanii, znałem już ojca Agustina, znałem ludzi z misji… Ale nie wiedziałem, że jest coś takiego, jak StreetFaith!
M: Ja zobaczyłem zdjęcia ze StreetFaith podane przez Michała Kapałkę, z którym znam się od młodych lat. Całkowicie mnie urzekły. W tamtym momencie mojego życia obracałem się wśród ludzi bardzo światowych, ale jak zobaczyłem ten post o StreetFaith, to zdumiałem się, że ludzie biorą udział w takiej akcji z radością, zupełnie naturalnie. Zrobiło na mnie wrażenie właśnie to, że nie tylko należą do wspólnoty, że są blisko Boga, ale też, że organizują takie akcje.
K: No dobrze, to czym właściwie jest StreetFaith?
M: Wyjściem do ludzi na ulicę, otwarciem szeroko drzwi Kościoła, wyjściem ze wspólnotą, z uśmiechem, z radością. To coś więcej niż czekanie, aż ludzie sami przyjdą. To wyjście aby spotkać ich tam gdzie są. Ta grudniowa akcja była pierwszą, w której uczestniczyłem, ale super było móc ją z Szymkiem współorganizować. (śmiech)
Sz: StreetFaith to akcja ewangelizacyjna. Jest to nasza odpowiedź na wezwanie Papieża Franciszka, by być Kościołem wychodzącym do ludzi. W trakcie akcji jedna grupa prowadzi adorację, uwielbienie i modlitwę wstawienniczą w kościele, księża spowiadają, a druga grupa rozmawia z napotkanymi na ulicy osobami, zaprasza je do powierzenia swoich intencji i do odwiedzenia Jezusa w Najświętszym Sakramencie. My dosłownie wychodzimy na ulice, by napotkane osoby przyprowadzić do żywego Boga w Najświętszym Sakramencie.
K: W kościele jest adoracja, zespół muzyczny prowadzi uwielbienie, jest modlitwa wstawiennicza, spowiedź… A jak dokładnie ewangelizujecie na zewnątrz?
Sz: Przede wszystkim dzielimy się radością – tą radością, którą mamy w sobie jako chrześcijanie, i którą zaczerpnęliśmy sami na adoracji przed rozpoczęciem akcji. Staramy się zwrócić na siebie uwagę i stworzyć pretekst do rozmowy. Samym celem tych aktywności na zewnątrz jest by napotkane osoby zaprosić do kościoła, do modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, i do modlitwy wstawienniczej za te osoby. Dla wielu osób było to olbrzymie zaskoczenie, że zostają zaproszeni pod sam ołtarz, a ksiądz prowadzi nad nimi modlitwę wstawienniczą.
K: Szymon, mówisz o radości, a właśnie w tym roku na StreetFaith dołączył sam Święty Mikołaj!
Sz: Dokładnie. Nasza akcja odbyła się 8-go grudnia, czyli dwa dni po wspomnieniu Świętego Mikołaja. Pomyśleliśmy, że jedną z “atrakcji” na ulicy będzie postać Świętego Mikołaja. Przykuwał uwagę i to sprawiało, że ludzie się nami interesowali, pytali co robimy, no i zazwyczaj najpierw zapraszaliśmy ich do wspólnego zdjęcia, a potem zapraszaliśmy na adorację do kościoła.
K: Na zdjęciu widzimy Świętego Mikołaja – postać kojarzoną z dziecięcą radością, beztroską, prezentami – i krzyż, znak bólu, odrzucenia, cierpienia…
Sz: Tak. Przyznam, że nie planowaliśmy tego w ten sposób, ale Filip Pauliński przyszedł do nas na Rynek z tym krzyżem i powiedział, że czuje, że powinniśmy go mieć obok Świętego Mikołaja. I faktycznie okazało się to bardzo owocne – ludzie, którzy początkowo przychodzili tylko po to, żeby zrobić sobie zdjęcie, podchodzili potem do krzyża, by złożyć na nim swoje intencje.
Zawsze przed StreetFaith przygotowujemy wiele narzędzi, typu ulotki z cytatami z Pisma Świętego, obrazki, kwiaty, które rozdajemy ludziom na ulicy – tak po prostu, by sprawić, że ten dzień będzie dla nich wyjątkowy. Ten dwumetrowy, drewniany krzyż nosimy ze sobą i zachęcamy przechodniów, aby przybili za pomocą gwoździ i młotka swoją intencję modlitewną napisaną na karteczce. To, co najbardziej budziło radość, a co mnie osobiście zaskoczyło, to były naklejki z uśmiechami. Gdy zaczęliśmy je rozdawać nagle okazało się, że cały StreetFaith potrafi być bardzo prosty: każdy był chętny dostać uśmiech i nam też dużo łatwiej było podchodzić z uśmiechem.
K: Byliście organizatorami – jakie mieliście oczekiwania? Jakie owoce widzicie?
M: Spotkania organizacyjne dały nam dobrą podstawę, a świadectwa z poprzednich akcji też pomogły nabrać pewności. Ale w miarę upływu czasu pojawiły mi się pewne obawy. Uświadomiłem sobie, że wszystko fajnie, ale jak się podchodzi do kogoś nieznajomego na ulicy i zaprasza do kościoła, do spowiedzi itp, to niekoniecznie to musi się wiązać z przyjazną reakcją. Głowa mówiła “na co ty się porywasz, będzie katastrofa”, a serce ciągnęło w drugą stronę: “nie, no co ty, na pewno będzie super”. Więc postanowiłem to wszystko zostawić Panu Bogu i pozostać przy tej nadziei.
Miałem też chyba niewłaściwe oczekiwania (śmiech). Wydawało mi, że sukces mierzony jest liczbą ludzi, których uda się zaprosić przed Najświętszy Sakrament. No i dostałem lekcję (śmiech), bo udało mi się zaprosić do kościoła tylko dwie osoby… w dodatku małżeństwo, więc to jako jedną osobę można liczyć. Ale potem podeszli do mnie, dziękowali i powiedzieli kilka dobrych słów. To mi pomogło zobaczyć, że to nie o liczby chodziło. A Pan Bóg postawił ich tam bardziej dla mnie, niż mnie dla nich. (śmiech)
Duże znaczenie miało to, że byliśmy tam wspólnotą. Jak się później dowiedziałem innym udało się więcej osób zaprosić przed Najświętszy Sakrament – mieli “lepsze statystyki” (śmiech) i to jest super.
K: Szymon, czym dla ciebie jest StreetFaith?
Sz: Moje pierwsze moje zetknięcie się ze StreetFaith było, jak już mówiłem, na Instagramie. Była to krótka rolka przedstawiająca momenty z tej akcji. To co widziałem, to, po pierwsze, olbrzymia radość, uśmiechy na twarzach, niewyobrażalna pewność siebie, taka odwaga do mówienia o swojej wierze i niezwykła prostota tej akcji. Zachwyciłem się wtedy tym, że w tak prosty sposób można mówić o Bogu i wierze. W czasie StreetFaith nie ma wielkich czynów, ale dokonują się wielkie rzeczy, i to szczególnie w kościele. I to wybrzmiewa w świadectwach osób, które widziały, jak ludzie klękając przed Najświętszym Sakramentem płaczą z radości, jak po raz pierwszy od wielu lat idą do spowiedzi, i jak są potem bardzo wdzięczni. Same “narzędzia” jakie wykorzystujemy na StreetFaith są bardzo proste. StreetFaith jest dla mnie prostotą w przekazywaniu radości wiary w żywego Boga.
K: Prostota, radość i dzielenie się tą radością… W RC nazywamy to StreetFaith. 🙂 Dziękuję wam bardzo za rozmowę.